wczasy, wakacje, urlop
02 September 2013r.
Legendy z Darłowa O skarbie króla liryka na zamku tlarkmskim Podobno na darłowskim zamku ukryte są skarby króla Eryka. Kiedy liryk został zdetronizowany i wypędzony ze Skandynawii, zabrał ze sobą olbrzymi skarb należący do Danii, Szwecji i Norwegii Przewiozło go przez Bałtyk siedem okrętów wojennych z Darłowa i Słupska. Pościgow i szwedzko-duńskiemu przeszkoliła potężna burza. Dwa statki pełne skarbów zatonęły przed Darłowem, ale pozostałe dotarły do eelu. Król Eryk znalazł schronienie na zamku darłowskim i tu znalazła się większość skandynawskich skarbów. Wśród przedmiotów o ogromnej wartości były: legendarny jednorożec naturalnej wielkości ze szczerego złota, złota gęś, postacie Chrystusa i 12 apostołów wysokości 15-lctnich chłopców, monstrancja z arabskiego złota, srebrne i złote nakrycia stołowe i mnóstwo biżuterii. Król Eryk częścią skarbów ozdobił kaplicę zamkową. Pozostałe przechowywał w tajnej komnacie w wieży zamkowej. Prawdopodobnie skarby do dziś leżą w nieznanym miejscu w podziemiu. Jaki jest na to dowód? Otóż gdy 150 lat temu odreslaurowywano kryptę książęcą znaleziono złotego gołębia. Czy był on częścią skarbów skandynawskich ? Księżna Zofia straszy Matka księcia Bogusława X., Księżna Zofia (1435 -1497) nic zaznała spokoju w grobie, gdyż jej życie pełne było złych uczynków. Jako "Biała Dama" straszy w wieży zamkowej. Przekonał się o tym darłowski opryszek, którego zamknięto w wieży zamkowej. Gdy rano strażnik otworzył cclę, znalazł więźnia nieprzytomnego ze strachu. Okazało się, że w nocy obudził się ze snu z dziwnym, niespokojnym biciem serca. Powietrze w celi było lodowate. Z jednej ze Ścian wyszła wysoka, blada postać kobieca ubrana w bogate szaty i trzymająca srebrny świecznik. Lekkim krokiem przeszła cclę i wniknęła w przeciwległą ścianę. Za ścianą widoczne było wąskie przejście. Po przejściu białej damy ściana bezszelestnie zamknęła się. Prawdopodobnie był to ganek prowadzący z wieży do mieszkania kapitana gwardii książęcej Jana Massowa, którego księżna Zolla darzyła sympatią. Więzień był tak przestraszony, że prosił usilnie o to, by nie zostawiać go dłużej w tej celi. Od tego czasu rozniosła się wieść, że na zamku darłowskim straszy biała dama. Legenda o Bogusławie i Hansie Langu Żona księcia Eryka U księżna Zofia mieszkała z dziećmi w darłowskim zamku. Lryk zaś przebywał w swoim zamku w Wołogoszczy i daremnie czekał na powrót żony. Zofia dobrze czuła się w Darłowie i nie myślała o powrocie. Kilkuletnia rozłąka miała zły wpływ na ich małżeństwo. Książę Fryk zmarł (w 1474 r) nie żegnając się ani z żoną, ani z dziećmi. Wszyscy, którzy go znali, mówili że był pięknym mężczyzną -wysoki, przystojny, a faliste, jasne włosy błyszczały niby złoto w słońcu. I dlatego dziwili się niechęci księżny Zofii do męża. Księżna była zarozumiała i pewna siebie, gdyż to ona dała mu w wianie Pomorze i skarby księcia Eryka 1. W dodatku romansowała z dowódcą gwardii Janem Massowcm. Lryk II miał trzech synów: Kazimierza, Warcisława i Bogusława (późniejszy Bogusław X) i pięć córck: Zofię, Małgorzatę, Katarzynę, Llżbietę i Marię. Z wyjątkiem Warcisława, który został u ojca, wszystkie dzieci pizebywały z matką w Darłowie. Po całkowitej rozłące z mężem księżna znienawidziła swoich synów i zostawiła tch własnemu losowi. Jak inne dzieci mieszczańskie, chodzili do szkoły w Darłowie. Nie obchodziło księżny, czy wracali do zamku na posiłki lub na noc, czy leż wałęsali się po ulicach obdarci i bosi. Byłaby nawet zadowolona, gdyby w ogóle zginęli. Mieszczanie okazywali synom swego księcia wiele serca i mimo obaw przed srogą księżną, gdy mogli pomagali im. Synowie księcia nie różnili się od dzicci mieszczan. Tylko Kazimierz był inny. Miał hardy charakter matki i dlatego mieszczanie go nie lubili. Richar Zenke: Dom Hcmm Langa w Łącku Ale był ktoś, kogo losy dzieci księcia Bryka mocno zaintrygowały -to Jan Lange, chłop ze wsi Łącko. Kiedy pewnego razu zobaczył obdartego księcia Bogusława, zapylał go: Książe Bogusławie, czemu me masz butów i porządnej sukni? Czy matka ci nie daje ? Książę był mocno zdziwiony pytaniem chłopa i lekceważąco mu odparł, że go to nic powinno obchodzić. Na to Jan Lange odpowiedział: Bogusławie mnie to obchodzi, bo ty masz być moim panem. Przeto nie należy żartować kiedy chłop z tobą rozmawia. Mógłbym ci przekazać daninę, za którą mógłbyś kupić nowe suknie. Ty i Twoi bracia jestcścic panami tej ziemi. Matka was nie chce, szlachta i mieszczanie nie troszczą się o was, przeto moim obowiązkiem jesf wam pomóc, szczególnie tobie , gdyż ty masz szlachetną duszę. Chciałbym cię widzieć w dobrym odzieniu i dlatego poproś matkę, byś mógł mnie przyjąć na sługę, Bogusław dzięki pośrednictwu Jana Massowa uzyskał zgodę matki, która oddała chłopa Jana Lange swojemu synowi. Jan Lange zaczął opiekować się chłopcem, kazał go ładnie ubrać i posłać do szkoły. Bogusław tak pysznił się nową suknią, jak gdyby była zrobiona z jedw abiu i złota. Wraz ze zmianą sukni zmienił także sposób bycia. Księżna Zofia kazała teraz uszyć nowe suknie Kazimierzowi, ale nadal nic dbała o synów. Za to Jan Lange dbał coraz bardziej. W międzyczasie zmarł książę Lryk t a wkrótce potem i Warcisław* Księżna Zofia mocno się teraz zatrwożyła. Nie była pewna, czy chłopcy nie będą się chcieli zemścić na niej za brak troski. Pełna złych myśli uknuła plan otrucia ich. W stosunku do Kazimierza plan się powiódł - zmarł otruty przez matkę. Księżna zachowywała się teraz bardzo przyjaźnie w stosunku do Bogusława, chciała go nawet karmić, ale ten wyraźnie od mej stronił. Gdy pewnego razu księżna poczęstowała Bogusława pieczcnią, błazen ostrzegł go. Bogusław rzucił kęs psu, który po połknięciu zdechł. Jan Lange namówił swego pana do ucieczki. Wyposażył go: dał mu miecz i konia i osobiście odwiózł go do znajomego szlachcica. Cała szlachta pomorska stanęła u boku swego przyszłego pana i pojechała z nim na darłowski zamek. Gdy księżna Zofia dowiedziała się o rychłym przyjeździe syna, zabrała wszystkie skarby i uciekła z Janem Massowern do Gdańska. Książę Bogusław postanowił jej nie ścigać. Bogusław chciał suto wynagrodzić Jana Lange, atc ten nic przyjął nagrody. Prosił tylko o jedno: chciał być zwolnionym z wszelkich danin. Książę na to przystał. Legenda o kościele św. Gertrudy Kościół św. Gertrudy na darłowskim cmentarzu jest jedną z nielicznych tego typu budowli w zachodniej części Europy. Widać tu wyraźnie wpływy gotyku skandynawskiego. Czas powstania jak i nazwisko budowniczego są nieznane. Ałc o powodach zbudowania świątyni mówią dwie legendy. Richard Zenke: Kościół Św. Gertrudy w Darłowie W dawnych czasach na Bałtyku szalał potężny sztorm. Fale były wysokie jak domy i wody morskie sięgały aż do górki, na której dziś jest cmentarz. Jakiś statek dryfował w stronę Darłowa. W każdej chwili fale mogły go rozbić o br/eg. Wśród pasażerów znajdowała się duńska księżniczka Gertruda. W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa modliła się do Boga i przysięgała, że jeśli zostanie uratowana to w miejscu lądowania wybuduje kościół. Statek zatrzymał się na łąkach koło góriki cmentarnej. Księżniczka Gertruda dotrzymała słowa i na najwyższym miejscu wybudowała kościółek. Druga legenda brzmi tak. Księżna Gertruda spędziła lata młodości na zamku w Kamieniu Pomorskim, a dopiero jako dorosła dama przeniosła się na darłowski zamek do księcia Bogusława, krewnego ze strony matki. W tym samym czasie na zamku bawili Ryszard i Wilhelm, krewni księżnej, którzy chcieli ją poślubić. Starszy Wilhelm miał charakter gwałtow ny i namiętny, co nic podobało się Gertrudzie. Księżna wolała łagodnego Ryszarda. Pewnego pięknego, słonecznego poranka Gertruda stała na zamkowym balkonie słuchając śpiewu słowików. Pełna radości rzuciła przechadzającemu się po ogrodzie zamkowym Ryszardów i różę w dowód wdzięczności za przemiłe pozdrowienie. Wilhelm zauważył niewinny gest i od tego czasu pała! nienaw iścią do brata. Pełen zazdrości wezwał Ryszarda na pojedynek pod balkonem Gertrudy. Ryszard zgodził się na pojedynek, ale nie w ogrodzie zamkowym tylko pod bramą miejską Stargardu. Z uczuciem trwogi czekali i Gertruda i Ryszard na nieszczęsny pojedynek. Wieczorem przed walką bracia pojechali do Stargardu różnymi drogami. Rano spotkali się przed bramą miasta. Wilhelm nie słuchając słów brata o pojednaniu przebił go mieczem. Dopiero kiedy Ryszard leżał martwy Wilhelm oprzytomniał. Tak przeląkł się swojego haniebnego czynu, że własnoręcznie przebił się mieczem. Gertruda nie mogła zapomnieć o strasznym wydarzeniu. Każdej nocy śnili jej się bracia i namawiali ją do podróży do Świętego Grobu. W końcu kazała wyposażyć statek i razem z dwiema damami dworu i kasztelanem zamkowym wyruszyła do Jerozolimy. Po gorących modlitwach o spokój duszy braci wróciła do domu. Kiedy statek był już blisko Darłowa rozpętała się straszna burza. W obliczu śmierci Gertruda ślubowała wybudować kościół, jeśli uratuje się z opresji. Mocno uszkodzony statek osiadł na górce koło cmentarza. Gertruda dotrzymała słowa, o czym świadczy stojący do dziś kościół. Mieszkańcy Darłowa zamykają bramę przed królem Erykiem Król Eryk był podobno wysokim, pięknym i postawnym mężczyzną. Kobiety za nim szalały. Ponieważ jego małżeństwo było bardzo nieszczęśliwe, a żona nie mogła urodzić mu dzieci, więc często ją zdradzał. Mimo, iż był już w podeszłym wieku, żony mieszczan i rybaków okazywały mu swoje zainteresowanie i chętnie przebywały w jego towarzystwie. Król Eryk często w przebraniu chadzał wieczorami po mieście i odwiedzał różne domy. Mieszkańcy byli bardzo niezadowoleni z tych wizyt i dlatego zamykali pr/ed nim bramę miejską koło fosy zamkowej. Eryk tak się tym zdenerwował, iż kazał ustawić działa na wale między zamkiem i miastem i kamiennymi kulami strzelać w kierunku miasta i bramy. Mieszczanie, których domy raziły kamienne kule, zaczęli prosić króla o zaprzestanie strzelaniny. Zadowolony Fryk, głaszcząc długą brodę, rzekł: „Cóż mamy czynić ? Straciliśmy trzy królestwa, to i teraz musimy być wyrozumiali w stosunku do tych niesfornych ludzi. To są blaźni, trzeba im wybaczyć i pogodzić się z nimi". Co też krói uczynił. Zmarły prosi o swoją własność Pewnego dnia podczas wyprowadzania zwłok z kościoła na cmentarz, na tynku odpadł uchwyt z trumny. Kobieta idąca w kondukcie podniosła zgubę, zabrała do swego domu i położyła na parapecie. Kiedy w nocy usłyszała stukanie do okna, wstała, ale mimo pełni księżyca nikogo nie zobaczyła. Pukanie powtórzyło się kilkakrotnie. Na drugi dzień opowiedziała o tym swojej sąsiadce. Kiedy ta zobaczyła uchwyt z trumny na parapecie pow iedziała: „To jest własność zmarłego i on po swoją własność przychodzi, jeśli chcesz mieć spokój, zanieś uchwyt natychmiast do kostnicy na cmentarzu, aby go umocowano na trumnie". Kobieta to uczyniła od tej pory pukanie do okna się nte powtórzyło. O odmeldowywaniu Dusza zmarłego błąka się po ziemi tak długo, aż ciało zostanie złożone do grobu. Dlaczego tak jest ? Zmarły musi sam poinformować krewnych i bliskie mu osoby o swojej śmierci. Ma się sam odmcl-dówaćl Chłop z ulicy Karwickiej w Darłowie siedział w oknie szopy koło ogrodu i filował na zające, które co noc zjadały mu kapustę. Chciał przestraszyć nieproszonych gości. Ale sam stal się ofiarą niesamowitego zdarzenia. Był srogo zimny wieczór, księżyc świecił jasno, a śnieg błyszczał. Nagle usłyszał głośne chodzenie po ptłdwórku, jakby robotnik chodził w długich butach pełnych wody. Kroki zatnymały się przed szopą. Słuchać było jęczenie, ale nikogo nie było widać. Chłop się mocno przestraszył i bliski omdlenia z trudem dotarł do domu. Rano dowiedział się, że jego pracownik utopił się w nocy przy pobliskiej śluzie. Było to w czasie, kiedy on słyszał te niesamowite kroki na podwórzu. Wtedy to dusza zmarłego przyszła zameldować o swojej śmierci! Woinomułarze w Darłowie Niedaleko zamku stoi na brzegu Wieprzy okazały dom, w którym mieściła się przed stu laty loża masońska. Wolnomularstwo jest od wieków owiane tajemnicą. Przypisuje się mu ukryte ponadludzkie siły i nadprzyrodzoną moc czynienia cudów. Tu, w starej loży darłowskiej, były trzy kolorowe pomieszczenia: żółte, niebieskie i czarne. Obsługą domu miała dostęp jedynie do sali żółtej, która była przedpokojem do amfiiady. Wszelkie posiedzenia, także spotkania świętojańskie , odbywały się w sali niebieskiej. Tu wisiały portrety i herby członków toży. Wśród nich byli zamożni kupcy, kapitanowie licznie przybywających statków, bogatsi właściciele majątków ziemskich i administratorzy majątków państwowych. W sali czarnej stała jedynie gwoździami naszpikowana trumna. Podczas przyjęcia nowego członka loży kandydat musiał położyć się do trumny. Odziany w długą białą koszulę musiał wysłuchać statutu stowarzyszenia i złożyć przysięgę, że dotrzyma wierności, będzie przestrzega! regulaminu i nie zdradzi tajemnic loży. Gdy Wielki Mistrz Loży czytał przysięgę dwaj wtajemniczeni członkowie trzymali nad leżącym w trumnie dwa skrzyżowane miecze i trupią czaszkę. Wśród ludności krążyły plotki na temat tajemniczych spotkań braci masonów. Wścibski pomocnik kominiarza wdrapał się pewnego dnia na drabinę, aby przez szparę w zasłonie podglądać ceremonię przyjęcia nowego członka loży. To, co zobaczył, tak go przestraszyło, że spadł z drabiny i skręcił kark. Żona darłowskiego kupca była bardzo zaniepokojona tym, że jej mąż należy do tego tajemniczego bractwa. Poszła więc do Wielkiego Mistrza po radę. Po wielu prośbach ten wprowadził ją do niebieskiego pokoju przed portret męża, mówiąc: „Jeśli chcesz, żeby mąż był wolny, to wbij szpilkę w ten obraz, a będzie uwolniony". Kobieta to zrobiła. Kiedy wróciła do domu mąż leżał martwy na sofie ze sztyletem wbitym w ciało w tym miejscu, w którym na portrecie umieściła szpilkę. Wolnomularze mają także dar bycia w dwóch miejscach jednocześnie. Jeśli jednak mason zobaczy swego sobowtóra, musi umrzeć. Taki dar miał także administrator majątku spod Darłowa. Często, kiedy widziano go jadącego do miasta, niespodziewanie pokazywał się wśród niedbale pracujących pracowników folwarku. Nie mówiąc ani jednego słowa, jak duch pomału przechodził przez grupę i znikał. Administrator pokazał się także wyrobnikowi, który zamierzał ze spichlerza ukraść zboże. Wyrobnik zobaczył pana patrzącego wnikliwie na to , co miał za chwilę zrobić. Tak się przestraszył, wiedząc że jego pan właściwie miał być gdzie indziej, że zostawi) worek i latarkę, zeskoczył zc strychu i ueiekł. Po pewnym czasie krawcowi spadła karta na podłogę. Kiedy się schylił zobaczył, że przybysz miał końskie kopyta. Nareszcie zrozumiał, kim był ten tajemniczy gość. Krawiec ze strachu upuścił wszystkie karty i zaczął się modlić. Przypomniał sobie stare porzekadło przeciw urokowi: ,,Duchy piekła, plemię szatańskie, wynoście się, nic tu po was". Pomogło! Po głośnym wybuchu uniósł się śmierdzący dym i nieproszony przybysz zniknął. Strażnik wieżowy odtąd wieczory spędzał sam. Jego towarzysze: krawiec i szewc zbyt się bali. IM ega lit między Barzowicami a Dzier żęci nem W dawnych czasach, kiedy jeszcze żyli ludzie olbrzymiego wzrostu, jeden z nich stał na brzegu Bałtyku. Stamtąd zamierzał rzucie głazem w kierunku wieży kościelnej w Rusinowie i Barzowicach. Olbrzyma denerwowało bicie dzwonów i dlatego chciał je zniszczyć. Kamień trafił jedynie w wieżę kościelną w Barzowicach i upadł na drogę prowadząca do Dzierżęcina. Miał średnicę półtora metra. Odciski palców olbrzyma były dobrze widoczne na kamieniu jeszcze przez wiele lat. Później głaz został rozsadzony. Druga legenda o tym, dlaczego wieża kościelna w Barzowicach nie ma zakończenia mówi, że kiedyś wieża zwieńczona była kułą. Proboszcz kazał ją zdjąć myśląc, że w środku schowane jest złoto. Działo się to jeszcze za czasów katolickich. Wigilia w kościele Dawniej był zwyczaj, że w pierwszym dniu Bożego Narodzenia odprawiano uroczystą wczesną mszę poranną. Na zewnątrz była jeszcze ciemna noc, a kościół rozjaśniał blaskiem z setek świec. Tworzyło to niezwykły nastrój. Po mszy w domu czekały pięknie ubrane choinki. Dzisiaj już tego pięknego zwyczaju nie ma. A szkoda ! We wsi w pobliżu Bukowa stara samotna wdowa kładła się spać z myślą pójścia na poranną mszę świąteczną. Zasnęła, Nagle obudziła się i zobaczyła jasno oświetlone okna w kościele. Szybko wstała, narzuciła płaszcz i pośpieszyła do rozjaśnionej światłem świątyni. Tu wszystkie ławki były zajęte przez nieznanych jej ludzi. Po chwili poznała jednak prawic wszystkich siedzących. Byli to zmarli tnieszkańcy wioski. Obok zobaczyła kobietę, która zmarła tydzień temu, a teraz dawała jej znaki, by szybko opuściła kościół. Pełna strachu wybiegła, a za nią podążyli z groźnymi gestami wszyscy uczestnicy mszy. Kobieta dobiegła do drzwi, ale setki rąk próbowały ją złapać i zerwać jej płaszcz z ramion. Dopiero poza murem cmentarza puściły ją śmiertelne ręce. Zmęczona, prawic bez tchu dobiegła do domu i opadając na łóżko usłyszała uderzenie dzwonu z kościelnej wieży. Wybiła godzina pierwsza i razem z biciem dzwonu wdowa zmarła. Następnego dnia udający się na mszę zobaczyli na śniegu wokół kościoła i na mogiłach strzępy jej płaszcza. Zamek koło Wicia Spacerując plażą między Darłówkiem a Wiciem przy niskim stanie wody można zobaczyć wystające z wody ogromne pnie drzew. Jest to znak, że kiedyś był tu ląd. Przekop łączący morze z jeziorem był tak szeroki i głęboki, że duże statki wpływały do Wieprzy pokonując przekop , jezioro i rzeczkę. Jeszcze za czasów Fryderyka Wielkiego dbano o utrzymanie tej drogi wodnej. Dzisiaj już nic ma śladu po rzeczce. Zostały tylko rowy na łąkach pod Cisów cm. Dojścia do morza strzegł zamek ryeerzy-rozbójników, który został zniszczony podczas wielkiej powodzi. Rybacy opowiadali o ogromnych kamiennych głazach leżących pod wodą i tworzących jakby fundament. Teraz przykrył je piach. Mieszkańcy Wicia także często cierpieli z powodu powodzi. Dlatego opuścili swoje domostwa i około 1800 roku założyli nowe zagrody daieko od jeziora. W Wiciu do dziś mówi się o fundamentach po klasztorze widocznych w jeziorze. Góra ludzkich kości Na wschód od Darłowa w kierunku Wicka Morskiego Bałtyk jest szczególnie niebezpieczny - ciągną się tu zdradliwe, szczególnie dla żeglugi, prądy morskie. Można powiedzieć, że tu dno morskie jest jednym wielkim cmentarzyskiem. W tym miejscu, między Jarosławcem a Wickiem Morskim, najczęściej tonęły statki . Piraci wykorzystywali niekorzystne dla żeglugi warunki i napadali na statki rabując je. Jeszcze za czasów Bogusława modlono się w kościołach o błogosławieństwo dla marynarzy i statków. Pewne jest że i darłowianic brali udział w napadach na statki. Plaga napadów pirackich w XIV stuleciu była bardzo duża. Załogi obrabowanych statków były bezlitośnie zabijane. Ciała marynarzy piraci zakopywali na górce między Nacmicrzem a Wszcdzicnicm, ukrywając w ten sposób swoje zbrodnicze czyny. W niedawnych czasach, kiedy brano z tej górki piasek na budowę, często znajdowano ludzkie kości. Stąd jej nazwa: „Górka kościana". Dzwon w Starym Jarosławiu Duży dzwon w Starym Jarosławiu zdobią trzy męskie postacie. W rękach trzymają symbole rolnictwa: w idły do gnoju, kosę i cepy. Legenda mówi, że postacie przedstawiają księdza ze Starego Jarosławia. Kiedy rządzili tu jeszcze książęta pomorscy, jeden z nich - książę Bogusław - jechał z Darłowa do Sławna drogą przez Stary Jarosław. We wsi spotkał człow ieczka w RichardZenke: Kościół u' S. Jarosławiu zgrzebnej koszuli wiozącego Turę gnoju na pole. Okazało się, że jest to miejscowy ksiądz. Książę powiedział, że nic powinien zajmować się taki pracami. Ksiądz odpowiedział, że musi pracować na roli, by móc utrzymać rodzinę. Książe Bogusław podarował wtedy księdzu dodatkową włókę ziemi. I dlatego probostwo w Starym Jarosławiu jest dość bogate.