wczasy, wakacje, urlop
02 September 2013r.
Legendy z Polanowa Z historii zamku i miasta Polanów Na ulicy Zamkowej stał kiedyś dwupiętrowy masywny dom o długości kilkudziesięciu metrów. Grube mury sprawiały, ze wyglądał potężnie w stosunki do wąskich i niskich domów w miasteczku. Dawniej „zamek" otaczały stajnie, stodoły i spichlerze. Mury pokryte były pnączami. W miejscu gdzie teraz jest ulica Zamkowa znajdował się przepiękny park ze stuletnimi drzewami. Po stawie pływały kaczki. Całość otoczona była fosą i porosłym krzakami wałem. Dziś po wałach nic ma śladu. Pozostał tylko budynek mieszkalny, także mocno zmieniony. Park przeznaczono na teren budowlany. Na temat powstania miasta nic pewnego nic wiemy. W 1295 roku po śmierci ostatniego wsehodnio-pomorskicgo księcia Mestwina II zamek i miasto Polanów przejął polski książc Bogusław X, który z kolei przekazał miasto hrabiemu Piotrowi Swięcowi i jego potomkom. Do roku 1472 było kilku właścicieli zamku, kiedy to posiadłość przejął Eryk Ił. W 1472 roku Eryk II zamienił miasto i ziemię pola-nowską wraz z wioskami Jacinki i Rosocha z radcą książęcym Piotrem Glascnappem na sześć wiosek. Umowę podpisano w Darłowie. Książc Eryk mianował Glascnappa sędzią ziemskim nad szlachtą ziemi polanowskiej. Jako lenno miasto Polanów nie podlegało bezpośrednio panującemu władcy. W 1773 roku lenno przejęła rodzina Wrangel, która sprzedała miasto w 1806 roku panom von Natzmer. Mimo zadłużenia z czasów francuskich (1806-! 3) mieszkańcy postanowili wykupić zamek. Na ten cel zastawili swoje majątki. W XIX wieku miasto zaczęło się rozwijać, ale po I wojnie światowej gospodarka znów podupadła. Musiano sprzedać lasy, aby pokryć zadłużenie. Nacjonalistyczne rządy wkrótce pokonały trudności. Miasto w i939 roku liczyło 3800 mieszkańców( w 1740 -428, ale w 1843 już 1444). Budowa dróg i kolei żelaznej pozwoliła rozwijać się gospodarce i turystyce. Choć miasto Polanów nic jest związane ze znanymi wydarzeniami historycznymi, to jednak niektóre zdarzenia z przeszłości powinny pozostać żywe w pamięci mieszkańców i dalej żyć w legendach i opowieściach. Dzikie polowanie nad jeziorem Kamiennym3 W ubiegłych wiekach nad jeziorem Kamiennym koło Żydowa wypalano dużo wapna. Pewien stary robotnik musiał zwłaszcza w nocnej porze doglądać ognia w piecach. Na skraju lasu zbudował sobie szałas i grzał się przy ognisku. Często też piekł i^/by które złowił w jeziorze. Był maj i robotnik szedł późnym wieczorem nad rzekę , by złowić w sieć kilka okoni, które płynęły w dużych chmarach z prądem i pod prąd. Nagle w oddali usłyszał szum. Ciemne chmury zasnuły niebo, rozległy się głośne wołania, słychać było szczekanie psów i wycie. Wiedział, że rozpoczyna się dzikie polowanie. Rzucił sieć i zaczął bieg, aby jak najszybciej dotrzeć do swego szałasu. Przewracał się, ale szybko się podnosił i biegł dalej. Jednak dzikie polowanie z hukiem szybko się zbliżało. Wokół zrobił się straszny hałas. Drzewa smagane wichurą pochylały się. Dudniło jakby przebiegało obok stado koni. Na prawo i lewo widział niesamowite cienie i słychać było krzyki i dziki śmiech. Nagtc z zarośli wyskoczył ogromny pies, a może to był wilk i przebiegł obok niego. Na plecach poczuł zimno, a włosy stanęły mu dęba. Wreszcie zobaczył swoje ognisko, był przy szałasie. Łapiąc oddech wskoczył do szałasu. Pies zatrzymał się przed szałasem i patrzył z rozdziawionym pyskiem i płomiennymi oczami. Chłop siedział cicho i także przyglądał się zwierzęciu. Nagle rozległ się ostry gwizd. Pies poderwał się i nagle zniknął. Hałas oddalał się i nagle zrobiło się zupełnie cicho. Jednak stary człowiek na długo zapamiętał to zdarzenie i od tamtego czasu zawsze ktoś musiał z nim na noc zostawać. 1 „Dzikie polowanie" jest jednym z ciekawszych elementów wian w zjawy w folklorze pruskim. Być może lęk ludzi przed wyjącym w nocy wiatrem i ciemnym lasem dawał im pole do popisu w tworzeniu wszelkiego rodzaju opowieści, które przez wiele lat powtarzane były z ust do ust. Jednakże sam motyw pędzącego w przestworzach upiora łączyć można z dawną pogańską wiarą w różne duchy powietrza, które jak ftp.: słowiańskie Latawce miały wybitnie wrogą człowiekowi naturę. Niektórzy badacze łączą je także z dawnymi germańskimi wierzeniami o polowaniu Ody na Dziki myśliwy koło Chocimina Tą opowieść usłyszałem od mojej babci. Przekazał ją jej ojciec. Dawniej w Chociminie było dużo owiec. Pasły się na polach i wrzosowiskach pilnowane przez owczarza. Często zostawały na noc na dworze. Owczarz miał mały wóz z dachem, w środku którego zrobił sobie legowisko ze słomy i koców i tam spał przy swoich owcach. Musiał je pilnować ,by mu wilki lub złodzieje jakiejś owcy nic ukradli. Pomagały mu w tym dwa duże psy. Ponieważ owczarz był już stary, często zabierał ze sobą wnuka. Rył to bardzo odważny chłopiec, który nie bał się nawet wtedy gdy zostawał w ciemnościach sam. Pewnego wieczora, gdy księżyc jasno świecił dziadek zdrzemnął się na słomie, a chłopiec siedział z przodu wózka i patrzył na owce. Naraz z oddali dał się usłyszeć świst. Zerwała się wichura i grube, czarne chmury pędzące po mebic zasłoniły księżyc. Stary owczarz zbudził się , przywołał psy, które skomląc leżały pod wozem i poszedł do owiec. Chłopiec dalej siedział na wozie i przysłuchiwał się wichurze, uginającym się pod uderzeniami wiatru drzewom i pędzącym po niebie chmurom. Nagle zrobił się okropny hałas, wydawało się , że biegły konie, słychać było strzelanie z batów, gwizdanie, trzaski i trąbienie. Sprawiło mu to taką uciechę, że też zaczął gwizdać. Trąbił w złożone dłonie i wołał: „halo, halo". Nagle obok przeleciał jakiś cień i przed wozem pojawił się olbrzymi myśliwy, który wołał: „Wypędź zająca!". Chłopiec odrzekł: „Ale tu nie ma żadnego zająca". Myśliwy jednak znów krzyknął: „Wypędź zająca!". Wówczas chłopiec sięgnął za siebie i w słomie złapał zająca, podrzucił go myśliwemu. Ten go złapał i zawołał: „Wołałeś i gwizdałeś za mną , musisz się też ze mną podzielić". Rozerwał zająca i cisnął mu jedną połowę. Po czym nagle zniknął i zrobiło się znów cicho. Chłopiec rzucił połówkę zająca pod wóz, żeby mogły go później zjeść psy. Kiedy nadszedł dziadek opowiedział mu całe zdarzenie. Dziadek nic nie powiedział, ale podniósł zająca i położył w wozie. Chłopiec spokojnie zasnął. Kiedy następnego ranka się obudził dziadek siedział obok niego i trzymał w rękach połówkę zająca. Kiedy jednak dokładniej mu się przyjrzał okazało się, że to nic zając, a duży woreczek pełen złota. Takie przygody często owczarzom się trafiają - powiedziała moja babka. I dlatego wszyscy są tacy bogaci. Dziki myśliwy dzieli Mój dziadek był rolnikiem. Bardzo lubił polować i dzierżawił nawet pół rew iru myśliwskiego. Jesienną późnym wieczorem szedł przez las. Padał już śnieg. Widać było wiele śladów zwierząt. Pomyślał, że jeśli jutro znów tu przyjdzie, to na pewno coś upoluje. Zrobiła się szarówka. Naraz coś zaszumiało, słychać było trzaski gałęzi i wycie. Cały las jęczał. Dziadek stanął, rozejrzał się , ale niczego nic zobaczył. Poczuł się nieswojo i postanowił wracać do domu, bo hałas był coraz większy. Naraz na drogę wyskoczyła naga kobieta i zaczęła biec. Za chwilę pojawił się duży mężczyzna z flintą w kapelusiku, jakie noszą myśliwi. Przodem biegła kobieta, za nią dziadek, a na końcu dziki myśliwy. Dziadek biegł ile sil w nogach wzdłuż wąwozu, tak że dziki myśliwy nie mógł go wyprzedzić. W końcu zaczęło brakować mu tchu, a serce podchodziło do gardła. Dziki myśliwy wciąż był za nim. W końcu zatrzymał się i powiedział do dzikiego myśliwego; „Zostaw mnie w spokoju! Połowa rewiru jest moja". Dziki myśliwy także się zatrzymał, przytaknął skinieniem głowy. I nagle zarówno on jak i kobieta zniknęli. Dziadek ledwo żywy wrócił do domu. Następnego ranka, kiedy się rozwidniło, otworzył bramę podwórza i wyjrzał na zewnątrz. Zobaczył leżącą nagą kobietę przeciętą na pół. Zastanawiał się skąd się tu wzięła. 1 wtedy przypomniał sobie, że powiedział do dzikiego myśliwego: „Połowa rewiru jest moja". I dziki myśliwy podzielił się swoją zdobyczą.